Poszłam dziś, jak prawie co tydzień, na pobliski targ. Lubię te poranne ludzi wycieczki za smakiem, zapachem, świeżością. I kolory. I różnorodność oferty naszego targu. Weszłam od strony końca, od stoisk z niewarzywami. A tu między straganem z chińską biżuterią i straganem z antykami, siedzą na małych stołeczkach dwie mocno starsze emerytki. Duże. I sprzedają pomidorki. Małe. I kilka cebulek. I sadzonka. Myślę, no tak, dorobić trzeba do emerytury, więc wzięły z parapetu, co miały i próbują zarobić parę groszy. A pomidorki – pewnie z ogródka działkowego przy autostradzie. I sobie poszłam.

Ale chodzę po tym targowisku, zaglądam, oceniam, smakuję oczami, badam kolor i miękkość. Zakupiłam, co mi wpadło w oko, wszystko, oprócz pomidorków. I tak nie wiadomo, co mi nie pasuje. Ciągle coś nie tak. Za duże, za małe, za duża kolejka. I tak kombinując, zrobiłam kółko i wyhamowałam koło moich emerytek z pomidorkami spod autostrady.
A te, jak na złość, były piękne. Znaczy pomidorki. Kragłe, pełne, czerwoniutkie. No delicje. Pytam ile. No ceniły się emerytki. Już tak nie chciało mi się wracać z zakupami innymi, mówię – dobrze, Pani waży.
A Pani, ni stąd ni zowąd mówi – weźmie sobie Pani jeszcze tą sadzonkę, ona na Panią czeka. Koło jej stołeczka stała jedna sadzonka. Popularna lecznicza roślinka. Myślę – po co mi akurat ta, jakoś nie mogę znaleźć odpowiedzi, a moja Pani emerytka spod autostrady (choć jak się okazało daleko miała jednak do autostrady) przysuwa mi skrzynkę i mówi – Pani usiądzie. Chwila konsternacji, ale co miałam robić, żal mi się zrobiło kobieciny – pewnie nie ma z kim porozmawiać. Więc siadłam w rzędzie z emerytkami spod autostrady (jak je będę dalej nazywać), patrzyłam na przechodzących ludzi i słuchałam słów starszej kobiety.
A ona zaczęła opowiadać historię sadzonki. Że to kwiat przywieziony z kresów wschodnich, przez jej matkę (a moja emerytka miała jakieś 80+). I że dała go jej matce babka, która była lokalną zielarką. Szeptuchą wiejską. Kiedy córka opuszczała wieś i jechała za mężem do Polski, matka nie miała nic innego i dała jej sadzonkę. Ale to nie była zwykła sadzonka. Szeptucha miała ją zawsze koło siebie. W dzień i w nocy. Kwiat był świadkiem modlitw, błagań, westchnień i wdzięczności. Szeptucha twierdziła, że ten kwiat to jej moc. Że bez niego nie będzie mogła pomagać ludziom. Dała więc szczepkę córce. Żeby dalej niosła tę moc. Ta przyjechała tu, do Polski, dalej dbała o kwiat, przesadzała, pielęgnowała. Była pielęgniarką.
Moja emerytka spod autostrady była córką tej pielęgniarki. Matka szanowała kwiat, który dostała od babki. Przesadzała, karmiła, mówiła do kwiata, śpiewała i płakała. Czasem komuś zaoferowała szczepkę, sama z siebie proponowała. Tym, którzy zajmowali się leczeniem, w takiej, czy innej formie. A teraz, emerytka spod autostrady, coraz słabiej się czuje. Całe życie była przy domu, rodzinie, leczyła ich ziołami. Syn nie chce brać od matki zwykłej roślinki, żyje w nowoczesnym domu. Zwykły kwiatek nie pasuje. A starsza kobieta czuje, że już niedługo odejdzie. A roslina wciąż ma siły. I dzieli Ona ten kwiat na małe szczepki, chce żeby szły do ludzi, żeby dalej siały swoje dobro, skoro jeszcze tyle mocy w kwiecie.
No i tak spostrzegłam, że zasiedziałam się, na skrzynce po jabłkach, obok emerytki spod autostrady, która pochodzi z rodu kobiet, co leczą i niosą przez wiele lat ten kwiat mocy. Kupiłam szczepkę. Teraz muszę o nią dbać, jak o kota, co najmniej.
Historia prawdziwa? Czy kwiat może tyle trwać? Nie wiem. Ale niesamowite zdarzenie. Miejsce, okoliczności, odgłosy.
A te, jak na złość, były piękne. Znaczy pomidorki. Kragłe, pełne, czerwoniutkie. No delicje. Pytam ile. No ceniły się emerytki. Już tak nie chciało mi się wracać z zakupami innymi, mówię – dobrze, Pani waży.
A Pani, ni stąd ni zowąd mówi – weźmie sobie Pani jeszcze tą sadzonkę, ona na Panią czeka. Koło jej stołeczka stała jedna sadzonka. Popularna lecznicza roślinka. Myślę – po co mi akurat ta, jakoś nie mogę znaleźć odpowiedzi, a moja Pani emerytka spod autostrady (choć jak się okazało daleko miała jednak do autostrady) przysuwa mi skrzynkę i mówi – Pani usiądzie. Chwila konsternacji, ale co miałam robić, żal mi się zrobiło kobieciny – pewnie nie ma z kim porozmawiać. Więc siadłam w rzędzie z emerytkami spod autostrady (jak je będę dalej nazywać), patrzyłam na przechodzących ludzi i słuchałam słów starszej kobiety.
A ona zaczęła opowiadać historię sadzonki. Że to kwiat przywieziony z kresów wschodnich, przez jej matkę (a moja emerytka miała jakieś 80+). I że dała go jej matce babka, która była lokalną zielarką. Szeptuchą wiejską. Kiedy córka opuszczała wieś i jechała za mężem do Polski, matka nie miała nic innego i dała jej sadzonkę. Ale to nie była zwykła sadzonka. Szeptucha miała ją zawsze koło siebie. W dzień i w nocy. Kwiat był świadkiem modlitw, błagań, westchnień i wdzięczności. Szeptucha twierdziła, że ten kwiat to jej moc. Że bez niego nie będzie mogła pomagać ludziom. Dała więc szczepkę córce. Żeby dalej niosła tę moc. Ta przyjechała tu, do Polski, dalej dbała o kwiat, przesadzała, pielęgnowała. Była pielęgniarką.
Moja emerytka spod autostrady była córką tej pielęgniarki. Matka szanowała kwiat, który dostała od babki. Przesadzała, karmiła, mówiła do kwiata, śpiewała i płakała. Czasem komuś zaoferowała szczepkę, sama z siebie proponowała. Tym, którzy zajmowali się leczeniem, w takiej, czy innej formie. A teraz, emerytka spod autostrady, coraz słabiej się czuje. Całe życie była przy domu, rodzinie, leczyła ich ziołami. Syn nie chce brać od matki zwykłej roślinki, żyje w nowoczesnym domu. Zwykły kwiatek nie pasuje. A starsza kobieta czuje, że już niedługo odejdzie. A roslina wciąż ma siły. I dzieli Ona ten kwiat na małe szczepki, chce żeby szły do ludzi, żeby dalej siały swoje dobro, skoro jeszcze tyle mocy w kwiecie.
No i tak spostrzegłam, że zasiedziałam się, na skrzynce po jabłkach, obok emerytki spod autostrady, która pochodzi z rodu kobiet, co leczą i niosą przez wiele lat ten kwiat mocy. Kupiłam szczepkę. Teraz muszę o nią dbać, jak o kota, co najmniej.
Historia prawdziwa? Czy kwiat może tyle trwać? Nie wiem. Ale niesamowite zdarzenie. Miejsce, okoliczności, odgłosy.
sierpień 2017