Podczas ostatniego pobytu w jednym z marketów doliczyłam się prawie trzydziestu dostępnych rodzajów serków topionych. A wybór oferowanch chusteczek higienicznych mógł zaspokoić najbardziej wyrafinowane nosy i doprowadzić do rozstroju nerwowego klienta, który ma problem z podejmowaniem decyzji i wymagająca żonę.
Wśród półek tłumy ludzi, dokonujących w każdej sekundzie kilku wyborów. Tych potrzebnych i tych nie. Ale jak się powstrzymać, kiedy ilość kolorów, zapachów i pokus lepszego życia czyha zewsząd? A tłum obok robi to samo. Do tego tak łatwo przecież uciszyć na chwilę te nasze wewnętrzne konflikty, dołki i rodzinne niesnaski – jakimś obiecującym szczęście, czy młodość towarem.
Już nikt nie naprawia zepsutego sprzętu, kupujemy nowy. Z ludźmi postępujemy podobnie. Ma być łatwo, wygodnie i przyjemnie i najlepiej szybko. Gonimy za coraz bardziej wyszukanymi rozrywkami, zaskakującymi sposobami spędzania wolnego czasu, gadżetami, które pozwolą nam zapomnieć o problemach, zamiast się nimi zająć.
Przez ostatnie pięćdziesiąt lat osiągnęliśmy ogromny dobrobyt w wielu społeczeństwach. I dobrze, tylko czy nie przekroczyliśmy pewnej granicy wygody, pożądania więcej i bezrefleksyjnego pozbywania się zepsutych przedmiotów i trudniejszych relacji? Czy nie wpadliśmy w pewien rodzaj uzależnienia – od posiadania więcej, coraz to lepszych gadżetów, od życia coraz wygodniejszego, od prawa do pogoni za krystalicznym szczęściem?
I nie miałoby to większego znaczenia, gdyby nie fakt, że statystyki alarmują – niepohamowanie wzrasta liczba osób nieradzących sobie z dzisiejszą rzeczywistością, koniecznością dokonywania ciagłych wyborów, nadmiarem niepotrzebnych w gruncie rzeczy dóbr i wszelakich wrażeń dostępnych na wyciągnięcie ręki, z drogo opłacanym pięknem i przesadzoną wygodą.
I coraz więcej ludzi traci radość życia. Gubi sens. Popada w depresję, która się stała jedną z czolowych chorób zwanych cywilizacyjnymi.
Na szczęście jednak, coraz częsciej, gdzieś w potoku zalewających nas informacji, można usłyszeć słowa, które wydają się mieć głębszy sens – „nadmiar szkodzi”.
Może jednak warto trochę wyhamować w tej pogoni.
Zrezygnować czasem z nowego, naprawić stare. Ponudzić się z bliskimi gdzieś w naturze, przegryzając kanapki zrobione w domu i popijając herbatą z termosu. Popatrzeć w niebo i po prostu po-nic-nie-robić. Można wtedy łatwiej usłyszeć inych, zrozumieć siebie i dostrzec sens, którego coraz częściej brak.
