Jak to się dzieje, że człowiek po wielu latach wciaż ma wrażenie, że nie znao ludzi. Że go zaskakują. Swoimi czynami, zachowaniem, wyborami. Jak to jest? Ile można sie uczyć ludzi? Ile doświadczeń dobrych i złych zebrać, aby wypracować sobie, jakiś wzór, formułę na człowieka, któremu można zaufać? I czym więcej ma się lat, tym bardziej człowiek ma wrażenie, że nie ma takiej formuły. Że życie jest samo w sobie zmienne i wszyscy się mu poddajemy. Że wiadomo o nas tyle, na ile nas sprawdzono.
Od dzieciństwa uczymy się oceniania ludzi na podstawie tzw. „etykietek” – kark z tatuażami i łysy – to pewnie agresywny pieniacz i trochę niebezpieczny. Kobieta w szarej, długiej spódnicy, okularach i mysich włosach, to pewnie nudna stara panna bez ikry. Takie tam zasłyszane i bezmyślnie powtarzane. Ale okazuje się, że może w połowie przypadków się sprawdza, więc żadna to reguła. A ta druga połowa, to zupełnie co innego. Wspomniany osiłek, to dobroduszny olbrzym, a kobieta to szalona pani naukowiec, która nie zwraca uwagi na wygląd. I inne takie.
Jednak trudno jest żyć w takim świecie, gdzie nigdy nie wiesz, czego po kim się spodziewać.
Nie raz w zyciu mamy wrażenie, że komuś możemy zaufać bezgranicznie, do końca, na zawsze. I cóż się okazuje? Ano niespodzianka. Ten ktoś zrobił coś, czego nigdy byśmy się po nim, czy po niej nie spodziewali. Nagle działa nie tak, jak mówił, obiecywał, jak przez lata pokazywał. Nagle wszystko odwraca się o 180 stopni. Jedna chwila, jakieś zdarzenie i już. I ból był przeogromny. Bo to ból zawiedzionego zaufania, ten najbardziej bolesny -najczęściej zadawany przez bardzo bliskie osoby.
A kiedy traci się zaufanie do ludzi najbliższych, tracimy poczucie bezpieczeństwa, zaczyna chwiać nam się hierarchia wartości, zaufanie do siebie, do swoich wyborów.
Wielu ludzi wtedy stosuje strategię ucieczki. Niektórzy zanurzają się w swoje pasje, pracę, uciekają od prawdy, aby zapomnieć o tym bolesnym doświadczeniu. Często nie chcą więcej już wchodzić w związki, budować nowych relacji. Przestają ufać. Wycofują się. Zamykają w klatce swojej prywatności, niedopuszczając tam nikogo. Ale w dłuższej pesrpektywie takie samotne emocjonalnie życie jest puste, pozbawione głębszej radości.
Utrata zaufania do ludzi często też staje się przyczynkiem stanów depresyjnych, czy w ogóle utraty wiary w sens życia.
Warto więc próbować, poskładać swoje rany, zaleczyć, a nie uciekać. Trzeba swój ból przeżyć. Przecierpieć. Wypłakać. Wybaczyć. Nie ma innej drogi, która byłaby długoterminowo skuteczna.
Choć zrozumienie powodu postępowania osoby, która zawiodła, pomaga wybaczyć i daje ulgę, to często po prostu nie ma uzasadnienia niektórych ludzkich zachowań. Nie ma więc sensu uporczywie szukać tłumaczeń, jeśli się nie pojawiają. Czy szukać logicznego powodu do takiego, czy innego zachowania. Jedynym powodem jest zmienność. Wszystkiego w świecie. Też ludzi. Człowiek to istota składająca się z milionów komórek, które nieustannie wchodzą w reakcje. Do tego w każdej sekundzie jesteśmy poddawani bodźcom zewnętrznym i kontaktom z innymi ludźmi. To wszystko ma wpływ na nasze decyzje i zachowania. Mózg ludzki jest zbadany tylko fragmentarycznie. Nie znamy wszystkich jego możliwości i reakcji na bodźce zewnętrzne, czy nawet własne emocje. Nawet sami – mówiąc ‘będę przy Tobie do końca życia’ – dużo ryzykujemy. Nie wiesz nigdy, jak zachowasz się w takiej, czy innej sytuacji, dopóki tej sytuacji nie doświadczysz osobiście.
Jak zatem żyć, aby nie znaleźć się w takiej sytuacji, kiedy najbliższy człowiek nas zawodzi i cały świat się wali ->
- Nigdy nie odwracaj się tylko do jednego człowieka. Nie zostawiaj całego świata dla jednego człowieka. Utrzymuj kontakty z innymi, ważnymi dla Ciebie ludźmi. Rozprosz trochę swoją uwagę. Pozwoli to utrzymać zdrowy balans pomiędzy nadmiernym skupieniem się na tej jednej osobie, a swoimi innymi relacjami.
- Zawsze utrzymuj główną uwagę na sobie. Na tym, co w tobie. Niech to będzie twój „pion”, od którego się odchylasz czasem, ale zaraz wracasz. Nawet będąc zakochanym, pamiętaj, aby wracać do siebie. Aby móc tego się trzymać, aby wiedzieć, gdzie jest ten twój własny „pion”, najpierw musisz dobrze poznać siebie, wiedzieć, czego potrzebujesz, co lubisz, co nie – takie odkrywanie siebie najlepiej wychodzi, kiedy człowiek jest sam, wyciszony.
- Mimo bycia w związku szczęśliwym, zatrzymuj niektóre obszary życia tylko dla siebie. Może wieczorny spacer we czwartki, wizyta w bibliotece, albo zakupy w piekarni będziesz robić zawsze samemu. Nie wszystko musicie robić razem. Nie oduczaj się przeżywania pewnych rzeczy samemu.
- Dobrze mieć swoje pasje, hobby. To doskonale pionizuje i ratuje w trudnych emocjonalnie chwilach. Ale nie wszyscy mają jakieś pasje. Wtedy może warto poszukać miejsca, gdzie będziesz potrzebna/potrzebny – pomoc innym daje dużo siły.
A kiedy zdarzy się już coś bolesnego ->
- Daj sobie prawo do odczuwania smutku, bólu. Ale nie za długo. Trudno podawać jakieś ramy czasowo – wszystko jest indywidualne i zależy od tego, co się zdarzyło. Ale taka mocna rozpacz niech nie trwa dłużej niż parę, paręnaście dni. Przez ten czas pozwól sobie na wszystko, czego potrzebujesz, aby przeżyć smutek. Płacz, jedz, krzycz. Ale potem, zacznij powoli kontrolować swoja rozpacz, aby nie wpaść w stan depresji. Może wyznaczaj sobie czas, kiedy cierpisz – godzinę wieczorem? Może więcej i częściej. Ale niech to ma już jakieś ramy.
- Popracuj nad wybaczeniem, jeśli to możliwe.
- Zacznij kontaktować się z ludźmi – nawet jeśli ci się nie chce. Przynajmniej na jakiś czas odsuniesz myśli od swojego problemu – pamiętaj, wzmacniasz to, czemu dajesz uwagę.
- Skup na zwykłych obowiązkach – odkurzenie mieszkania, zakupy, szorowanie umywalki – skup się i myśl tylko o tej umywalce, kiedy ją szorujesz, o rysach, o kolorze, zapachu proszku. Ale naprawdę skup się na tym, bądź uważna/uważny w tej prostej czynności. W ten sposób malutkimi kroczkami zaczniesz odwracać uwagę od przyczyny bólu.
Na koniec napiszę – czas wszystko leczy.