Tak modne ostatnimi laty stało się hobby kulinarne. Zaczęliśmy prześcigać się w wykwintnych kucharzeniu niemal na co dzień. Kupujemy tony książek kucharskich, oglądamy programy kulinarne ociekające zapachami i smakami, nakręcające wyobraźnię, prześcigamy się wśród przyjaciół zarażonych bakcylem smaku osiągnięciami na tym polu. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że zaczynamy za bardzo poddawać się tym impulsom, zakupujemy masę produktów używanych jednorazowo, zaczynamy w oczywisty sposób jeść i pić te pyszności bez umiaru, a coś, co kiedyś było wydarzeniem szczególnym, staje się codziennością i zapewne niedługo też przestanie cieszyć. A zostanie roztrojone zdrowie. I tony zmarnowanego jedzenia.
I muszę przyznać, że sama poddałam się tej modzie. Uwielbiam tworzyć w kuchni. To uspokaja i daje satysfakcję niesamowitą. Karmi zmysły przy okazji. Ale zauważam tę ilość produktów, która zostaje na półkach, w lodówce. Wyszukane przyprawy użyte jeden raz i już wywietrzałe. Za dużo drogiej szynki parmeńskiej, która została dodana do sałatki, a potem już nikt nie miał na nią ochoty. I przychodzi refleksja – czy to jest dobre? Czy to jest użyteczne?
Gromadzimy tyle żywności, że z powodzeniem moglibyśmy wyżywić podwójną liczbę osób. Wyrzucamy potem masę nie zużytego jedzenia. Czemu po prostu nie kupujemy tego, czego potrzebować będziemy przez następne kilka dni, zamiast tego, na co mamy ochotę akurat w trakcie robienia zakupów w supermarkecie? Czy nie warto zostawić sobie przyjemność gotowania wyrafinowanych potraw na szczególne okazje? Aby stały się prawdziwą przyjemnością, jak wszystko, co jest rzadziej dostępne?
Może warto też spojrzeć na żywienie w sposób prostszy, ale zdaje się znacznie bardziej rozsądny? Jedzmy prościej. Mniej przetworzone produkty. Potrawy składające się z kilku podstawowych składników, przyprawione rosnącym akurat w ogrodzie czy doniczce zielem. Zostawmy wykwintne, czy egzotyczne dania na specjalne okoliczności.
Bardzo ciekawy zwyczaj, który idealnie wpasowuje się w filozofię umiaru, funkcjonuje w tradycji żydowskiej. A mianowicie raz w roku, wierni, powinni całkowicie opróżnić swój dom z wszelkiego pokarmu, do najmniejszego okruszka chleba, który mógłby znaleźć się nawet w szczelinie między klepkami parkietu. Ten wspaniały zwyczaj zapobiega przechowywaniu latami przypraw, które straciły aromat, cukru, który skamieniał, czy kawy, która zwietrzała.
Od zawsze ludzie mieli w sobie głęboko zakorzenioną pierwotną potrzebę robienia zapasów żywności. Wynika to z różnych przyczyn, niektórzy żyli przez lata w świecie, w którym brakowało jedzenia, inni po prostu poddają się masowemu lękowi przed potencjalnie mogącą pojawić się wojną, klęską żywiołową, czy klęską głodową.
Gdyby doszło do katastrofy, nawet mając duże zapasy jedzenia, przeżylibyśmy w najlepszym wypadku kilka tygodni. Ponadto, jeśli nauczymy się regularnie pościć (co obecnie poleca większość dietetyków i lekarzy), szybko pozbędziemy się obawy, że zabraknie nam jedzenia. Tylko woda jest niezbędna. Bez jedzenia człowiek może wytrzymać długo.
Zastanówmy się na tym, jak zarządzamy naszym żywieniem. Czy to co robimy, co kupujemy jest dobre dla nas? Dla naszych najbliższych? Dla naszego zdrowia i budżetu? W końcu dla świata?
Prawdziwym marnotrawstwem nie jest wyrzucanie, lecz kupowanie i jedzenie dużo więcej, niż potrzebujemy.